Dość już tego potocznego słownictwa, tych wyrażeń idiomatycznych, tych dziwnych konstrukcji. W końcu nie tylko słowem człowiek żyje. Od czasu do czasu trzeba coś zjeść. Dlatego dziś opowiem Wam o moim spotkaniu trzeciego stopnia ze ślimakami, czyli les escargots :)
Ale zanim zacznę pastwić się nad tymi niewinnymi zwierzątkami, muszę zdradzić Wam pewną tajemnicę. Tylko pamiętajcie, informacja ta nie może wyjść poza ten blog! Gotowi? Wbrew powszechnie panującej opinii, Francuzi nie jadają ślimaków!! A jeśli już to bardzo rzadko. Znam nawet takich, którzy nigdy nie mieli ich w ustach i nie mają zamiaru tego zmieniać ;) Co więcej, jeszcze nigdy nie spotkałam się z możliwością zamówienia ślimaków w restauracji, ale może wynikać to z faktu, że w Bretanii królują zwierzątka pływające a nie pełzające ;)
Po raz pierwszy (i jak na razie ostatni) ślimaki jadałam kilka miesięcy temu na imprezie urodzinowej kumpla. Jego żona postanowiła podać je na przystawkę. Kupiła już gotowe, w puszcze. Były to escargots au beurre persillé, czyli muszle oprócz ślimaczego mięska wypełnione były masłem pietruszkowym, stąd ten mało apetyczny zielony kolor na zdjęciu poniżej ;)
Jak jeść?
Muszlę należy unieruchomić za pomocą specjalnych szczypiec a następnie wyciągnąć ślimaka za pomocą specjalnego małego widelca.
une fourchette à escargots |
une pince à escargots |
Jeśli nie posiadamy takiego sprzętu, wystarczy użyć palców i zwykłych wykałaczek (des cure-dents).
Jak smakują?
Jak widać na powyższym zdjęciu, ślimaki z puszki nie wyglądają zbyt apetycznie. Zanim włożyłam je do ust, musiałam się chwilę zastanowić ;) W smaku nic nadzwyczajnego. Natomiast teksturą przypominają przegrzebki, czyli coquilles Saint-Jacques. Myślę jednak, że jeśli będę miała możliwość skosztowania ich w restauracji, na pewno to zrobię.
Dobra rada : nie kupujcie mrożonych ślimaków; jeden z kumpli dorabiał na studiach przy ich produkcji; od tamtej pory odradza je wszystkim ;)
Ciekawostka : podobno większość ślimaków importowana jest z.... Polski :)
A jakie są Wasze doświadczenia ze ślimakami?
to jest jedna z tych pyszności, których nigdy nie mam zamiaru spróbować, nawet jeśli pochodzą z ogrodu sąsiadki, które swego czasu zbierała je na eksport ;)
OdpowiedzUsuńMoja ciocia przygotowuje właśnie takie ślimaki z puszki z masłem pietruszkowym, niestety mnie nie smakują, ale chyba głównie ze względu na pietruszkę, może inaczej przyprawione byłyby dla mnie lepsze :)
OdpowiedzUsuńOsobiście jadłem ślimaki po burgundzku z masłem czosnkowo-ziołowym.
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że sa wyśmienite.
Miałem okazję zjeść te mrożone, hmmm.. nie są takie złe.
Pozdrawiam
NANTEJCZYK Z WYBORU I PRZEKONANIA
:-):-):-)
Uwaga: w Polsce winniczki są pod ochroną, ich zbiór jest dozwolony tylko w maju w wyznaczonych miejscach. Poza sezonem żywe ślimaki można kupić na specjalistycznych fermach
OdpowiedzUsuńMój Francuz za to nigdy nie jadł żab (które mi akurat dane było skosztować u znajomych:P), ślimaki często jada się u jego dziadków, ale ja się jeszcze nigdy nie załapałam... No ale może wkrótce ;) ślimaki w Alzacji można dostać w kilku restauracjach, ale niewielu bo jednak panuje typowa kuchnia alzacka - czyli niech żyje tłuste żarcie w ogromnych ilościach ;)
OdpowiedzUsuńco do Alzacji pamiętam jak poprzedni Prezydent Nicolas Sarkozy w czasie wizyty w Alzacji, przejęzyczył się, mówiąc, że przebywa w… Niemczech.
OdpowiedzUsuńTo była gafa roku.
Co do kuchni, tak zbliżona do niemieckiej
Uwielbiam ślimaki z masłem pietruszkowo-czosnkowym. W sumie to nie ma czego się bać, gdyż same w sobie mają...mało smaku... Często ratuje je to masełko.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Alzację to...pamiętajcie..nie mieszkają tu Francuzi, tylko...les Alsaciens! :):) I mimo,że kuchnia i wpływy są faktycznie bardzo niemieckie, to oni sami Niemców nie trawią. Taki mały paradoks ;-)
A ja bylam kiedys w regionie, gdzie jada sie jak najbardziej slimaki: w Charente. Oczywiscie to bylo na wsi, a nie w miescie i dla mnie kuchnia wiejska we Francji generalnie rozni sie bardzo od tego, co ludzie jadaja w miescie. Jest przede wszysktim bardziej slow. Pracowalam wtedy w winnicy nie przy winobraniu, byly to inne prace zwiazane z jej pielegnacja i nosilismy takie specjalne fartuszki z kieszenia do zbierania winniczkow. Slimaki byly bardzo czesto na obiad i na kolacje, chociaz sporo bylo przy nich pracy. Na rozne sposoby. Na zakonczenie mielismy uczte, na ktorej zarowno przystawka jak i danie glowne skladalo sie ze slimakow. Zapamietalam, jak sie je przygotowuje i kiedys sama ich nazbieralam, przeglodzilam i tak dalej. I stwierdzilam, ze za duzo przy nich pracy, teraz kupuje juz obrobione w sloiczku. Na pewno lepsze niz mrozone.
OdpowiedzUsuńPoza tym mysle, ze gdyby Francuzi tak naprawde nie jadali slimakow, to nie bylyby one dzisiaj pod ochrona...
OdpowiedzUsuńNie jadłam ślimaków i nie mam zamiar tego stanu zmieniać jak na razie, ale pracowałam przelotem w restauracji, gdzie takowe serwowali. Były kosmiczne drogie jak na przsytawkę, serwowane na takim śmiesznym talerzyku do serwowania ślimaków, bez muszli i w zielonym sosie pachnącym czosnkiem.
OdpowiedzUsuńA i mam dosyć ciągłych pytań znajomych z Polski: jadłaś ślimaki? żaby?
ja osobiscie uwielbiam slimaki na cieplo, zwlaszcza jesienia i zima :)
OdpowiedzUsuńW Belgii slimaki jada sie na przystawke do wigilijnej kolacji :) Widzialam kiedys reportaz wiec potwierdzam, ze francuskie escargots pochodza z Polski :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam ślimaki oraz żaby i karmię nimi wszystkich moich gości z Polski. Oni się nawet tego często dopraszają.Doświadczenia miałam raczej satysfakcjonujące, tylko jednej osobie ślimak utknął w gardle i do dziś to wspomina. Mam takiego znajomego Pana na targu Poncelet w Paryżu ( w jego sklepiku nomen-omen sprzedawana jest również polska wódka!) i u niego są zawsze ślimaki w paczuszkach po 24 sztuki a żabki, też w maśle i czosnku, w celofanie pod ciśnieniem. Wszystko świeżutkie i pyszne. Ale skoro już tak piszecie o Polsce, to przyszło mi nagle do głowy, że może on je kupuje w Polsce i dlatego, przy okazji, można u niego dostać również polską wódkę i znakomite śledziki. Muszę to przebadać!
OdpowiedzUsuńJa za to nie miałam styczności ze ślimakami francuskimi ale okazją do ich spróbowania okazał się wypad do Marakeszu. Na słynnym targu, który wieczrem zamienia się w jedną wielką kuchnie uliczną miałam okazję zjeść rosół (?) ze ślimaków ze ślimakami. Wywar smakował jak lekki bulion a slimak ... no cóż, sama forma wydłubywania go z muszli była dla mnie odrażająca ale przełamałam się i spróbowałam... miał konsystencję suszonego grzybka, chrzęścił między zębami (piasek?) i był raczej bezsmakowy. Zaliczyłam i nie zachwyciłam się. Swoją drogą uważam, że większość potraw z owocami morza i ślimakami to tak naprawde kwestia dodatkow... samo 'mięsko' tych stworzonek jest dosyc nijakie w smaku i gumowate w konsystencji. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńKochani! Dziękuję Wam wszystkim za cenne komentarze :)
OdpowiedzUsuńprzepyszne! jadłam kiedyś w małej restauracji niedaleko wieży e. i były niedrogie i mega smakowite :-) mz. same w sobie nie maja wiele smaku, to sosik go nadaje. Wczoraj za to bylam na swiecie slimakow we WLOSZECH, zdaje sie, ze Wlosi sa na nie bardziej nakreceni niz Francuzi :-)
OdpowiedzUsuńW moim regionie, w Szwabii, też jada się ślimaki - te okolice słynęły wręcz z eksportu ślimaków. Zabieram się od jakiegoś czasu do posta na ten temat; zdjęcia już mam, ale co do samej degustacji, raczej się nie skuszę... ;)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia z Niemiec!
Bardzo lubie slimaki :)
OdpowiedzUsuńW kilku restauracjach w Dijonie mozna je znalezc w menu :)
Rodzicom zawsze kupuje mrozone :)
Pozdrawiam serdecznie
Ania