Drugi lutego! Nad całą Francją roznosi się smakowity zapach pieczonych naleśników. Oczywiście mowa o Chandeleur, czyli święcie naleśników. Więcej na ten temat znajdziecie w moim poście z ubiegłego roku, który dostępny jest TUTAJ.
Korzystając z okazji chciałabym Wam napisać o bretońskich naleśnikach. Bretania słynie z nich w całej Francji. Naleśniki serwowane są w naleśnikarniach nazywanych une crêperie, które znajdują się dosłownie na każdym kroku (np. w znajomej zaledwie pięciotysięcznej miejscowości naliczyłam ich aż siedem!).
Wizytę w crêperie zaczynamy od naleśnika na słono, czyli une galette. Jest to naleśnik z mąki gryczanej (la farine de sarrasin). Najprostsza wersja to naleśnik z szynką, serem i jajkiem sadzonym. Wersja de lux to np. naleśnik à la raclette, czyli z ziemniakami, boczkiem i roztopionym serem raclette. Mój ulubiony naleśnik na słono to połączenie ziemniaków, pieczarek i łososia wędzonego (patrz zdjęcie 2). Bretońskich naleśników się nie zwija. Podaje się je na płasko, w formie kwadratu lub złożone na pół.
Źródło : Internet Źródło : archiwum własne |
Następnie kolej na naleśnika na słodko z mąki pszennej (la farine de froment), czyli une crêpe. Tutaj wszystkie chwyty są dozwolone. Uwielbiam naleśniki ze słonym karmelem, z marcepanem, z owocami na ciepło (gruszka, jabłko, banan), gałką lodów i bitą śmietaną (la chantilly).
Źródło : Internet |
Do naleśników pija się cidre, czyli musujący napój alkoholowy z jabłek, który podawany jest w specjalnych miseczkach nazywanych un bol.
Źródło : Internet |
Mam nadzieję, że ślinka Wam pociekła ;)
J'aime bien! Nie wiedziałam, że jest święto naleśników... Już zazdroszczę Wam tej dzisiejszej uczty! Justynko ubiegłaś mnie! Na jutro planuję post o kuchni francuskiej..;)
OdpowiedzUsuńAniu, jakim cudem, mieszkając tyle czasu w Bretanii, nie słyszałaś o Chandeleur? :P Choć swoją drogą, tutaj święto naleśnika jest przecież codziennie, więc w sumie łatwo przegapić :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam une crêpe, o święcie naleśników również jeszcze nie słyszałam... i chętnie wzięłabym udział w takiej uczcie :)
OdpowiedzUsuńMiałam też okazję spróbować une galette, ale do nich nie mogłam się przekonać... ;)
Rameau, musiałaś trafić na jakąś feralną galette. Ja przez większość czasu myślałam, że ciężko jest sknocić coś tak łatwego w przygotowaniu, ale nic bardziej mylnego. Naleśnik naleśnikowi nie równy. Koniecznie musisz zaliczyć drugie podejście i wtedy porozmawiamy :)
UsuńJ'adore les galettes!!! Uwielbiam je! Miałam okazję jeść w Bretanii i noszę się z zamiarem zrobienia Mężowi, tylko nie mogę znaleźć u nas mąki- muszę się wybrać na targ i popytać :)
OdpowiedzUsuńHonor domu uratowany! Przyszła teściowa podarowała talerz naleśników:) Zjadłam 6 (proszę mi tylko kalorii nie liczyć, malutkie były ;P)Była nutella, dżem z czarnej porzeczki i krem speculoos.... Bonne chandeleur à toutes et à tous!
OdpowiedzUsuńW ten dzień żadne kalorie się nie liczą ;)
OdpowiedzUsuńAmen :)
UsuńMmmm, jadłam naleśniki a la raclette w Orleanie, aż mi się nostalgia za Francyją włączyła :) a w Rozembarku robiłam ostatnio naleśniki z białym serem i szpinakiem- poszerzam moje kulinarne horyzonty :)
UsuńWkradl sie blad i zamiast nalesnika na słono jest na słowno w 3 akapicie ,, wizyte w creperie..." Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję Sylwio! Już poprawione :)
UsuńPani Justyno,
OdpowiedzUsuńPragnę zwrócić uwagę na genezę tego zwyczaju.
Chandleur [w j. polskim popularnie nazywane świętem Matki Bożej Gromnicznej] to święto Ofiarowania Pańskiego przypadające 2 lutego.
[chandelle = gromnica]
Aby je uczcić w szczególny sposób, Francuzi w tym dniu smażą naleśniki.
Sincerement a vous
Joanna Monika
Joanno mów (a raczej pisz ) do mnie na ty :)
UsuńDziękuję za komentarz. Idealnie tutaj pasuje.
Ja o genezie pisałam przy okazji innego wpisu na ten sam temat.
Pozdrawiam